Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lata temu. Teraz już nic o nim nie wiemy, zresztą, — dorzucił w zamyśleniu, wyjmując na chwilę gumę z ust, aby podkreślić mocniej swoje dowodzenie, — wcale mi na tem nie zależy.
— Ach, — Piotrku, nie wolno tak mówić, — oburzyła się Celinka. — Przecież to jest twój rodzony ojciec!
— Moja droga, — Piotrek spojrzał na nią z wyrzutem, — gdyby twój rodzony ojciec uciekł od ciebie, jak byłaś małem dzieckiem i pozostawił cię z matką, która musi praniem zarabiać na życie, to napewno też byś o niego nie dbała.
— A może któregoś dnia twój ojciec wróci do domu z wielkim majątkiem, — odezwała się Historynka.
— Taksamo możliwe, jakgdyby naprzykład pewnego dnia prosięta zaczęły gwizdać, — odpowiedział Piotrek na uwagę Historynki.
— Tam jedzie drogą pan Campbell, — zawołał Dan. — To jest jego nowa klaczka. Nie uważacie, że wyjątkowo zgrabna? Skórę ma lśniącą, jak jedwab. Pan Campbell nazywa ją Basią Sherman.
— Nie uważam, żeby to było wyjątkowo piękne imię dla konia, tembardziej, że tak się właśnie nazywała jego babka, — zgorszyła się znowu Fela.
— A może Basia Sherman uważałaby to za komplement, — uśmiechnęła się Historynka.
— Bardzo możliwe. Nie musiała być zbytnio urodziwa, skoro sama zaproponowała swemu mężowi, żeby się z nią ożenił, — zadecydowała Fela.
— Cóż w tem jest tak dziwnego?
— Boże święty, przecież to było okropne! Czy ty byś kiedykolwiek zdobyła się na coś takiego?
— Sama nie wiem, — odparła Historynka z roziskrzonemi oczami. — Gdyby mi bardzo na tym kimś zależało