Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XX
KATASTROFALNA NIEDZIELA

Ranek niedzielny był mglisty i szary. Deszcz przestał padać, lecz ciężkie ołowiane chmury zawisły nad światem, który zdawał się z rezygnacją czekać na ów zapowiedziany moment Ostatecznego Sądu. Wstaliśmy wyjątkowo wcześnie. Jak się okazało, nikt z nas tej nocy dobrze nie spał, a byli i tacy, którzy wogóle ani na chwilę oka nie zmrużyli. Do tych ostatnich należała Historynka, to też rano była bardzo blada i miała oczy głęboko podkrążone. Tylko Piotrek zasnął spokojnie zaraz po dwunastej.
— Gdybyście tak wszyscy przez całe popołudnie przycinali drzewka, to nawet strach przed końcem świata nie pozwoliłby wam nie spać w nocy, — tłumaczył się, — Ale jak się dzisiaj rano obudziłem, było mi jeszcze gorzej. Zapomniałem na chwilę o wszystkiem, a potem nagle przypomniałem sobie i bałem się jeszcze więcej, niż przedtem.
Celinka była blada, lecz odważna. Po raz pierwszy od kilku lat nie zakręciła sobie papilotów w sobotę wieczorem. Włosy miała gładko uczesane, w czem jej zresztą było o wiele lepiej do twarzy.
— Jeżeli ma być koniec świata, to mi absolutnie nie zależy na lokach, — rzekła przy śniadaniu.
— Nareszcie doczekałam się tej chwili, że nie potrzebowałam was budzić w niedzielę, — ucieszyła się ciotka Janet, gdyśmy weszli do kuchni.