Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jemności. Celinka, Fela i Historynka nigdy przecież nie płakały. Widocznie były silniejsze i posiadały więcej zdrowego rozsądku. Bez łez czekały na to, co się stać miało, patrząc odważnie niebezpieczeństwu w oczy.
— Ciekawe, gdzie będziemy wszyscy jutro o tej porze, — zauważył grobowym głosem Feliks, gdyśmy siedzieli, zapatrzeni w zachód słońca.
Dzisiejszy zachód był szczególnie dla nas ważny. Słońce skryło się za ciężkiemi chmurami, które odrazu zapłonęły krwawą czerwienią.
— Mam nadzieję, że będziemy również wszyscy razem taksamo, jak dzisiaj, — wtrąciła łagodnie Celinka. — Zobaczycie, że jutro będzie jeszcze wszystko w najzupełniejszym porządku.
— Postanawiam od samego rana czytać Biblję, — oświadczył Piotrek.
Gdy ciotka Oliwja wybierała się do domu, Historynka zwróciła się do niej z prośbą, aby pozwoliła jej zostać na noc z Felą i Celinką. Ciotka Oliwia chętnie na to przystała, żegnając nas wszystkich przyjaznym uśmiechem. Wyglądała dzisiaj wyjątkowo pięknie, ze swemi szeroko otwartemi błękitnemi oczami i złocistemi włosami wijącemi się nad czołem. Kochaliśmy wszyscy ciotkę Oliwję, lecz teraz, pamiętając, że przed chwilą śmiała się razem z ciotką Janet, nie pożegnaliśmy się z nią tak czule, jak zazwyczaj.
— Jakie te nasze dzieci dzisiaj kwaśne, — skonstatowała ciotka Oliwja, idąc ogrodową ścieżką i unosząc suknię, aby się nie zamoczyła od wilgotnej trawy.
Piotrek również postanowił zostać z nami na noc, nie troszcząc się o niczyje pozwolenie. Gdyśmy się kładli do łóżek, pogoda była wyjątkowo burzliwa i deszcz spływał po dachu, jakgdyby cały świat jednocześnie z Sarą Ray