Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domość podał, tylko ktoś ze Stanów, kto jest podobno prorokiem. Jeżeli znów ten człowiek jest prorokiem, to prawdopodobnie wie o wszystkiem.
— Nawet w Biblji stwierdzone jest, że prorocy wszystko wiedzą, — odezwał się Dan.
— Ja się tam zawsze będę trzymała Biblji, — oświadczyła Celinka. — Nie wierzę w jutrzejszy koniec świata, ale jestem tem wszystkiem ogromnie przerażona, — dorzuciła z bojaźnią.
Mniejwięcej wszyscy zajmowali takie same stanowisko. Taksamo, jak z upiornym dzwonem, nie wierzyliśmy, mimo to jednak drżeliśmy, gdy nam o nim opowiedział Piotrek.
— Nikt przecież nie może wiedzieć, kiedy Biblja została napisana, — rzekł Dan, — ale może teraz już jest ktoś taki, kto wie. Przecież Biblja została napisana kilka tysięcy lat temu, a ta gazeta wydrukowana była dopiero dzisiaj. Przecież przez tak długi czas można się wielu rzeczy dowiedzieć.
— A chciałam jeszcze tak dużo zrobić w życiu, — wyszeptała Historynka, obrywając z rezygnacją jaskry ze swego wianka, — jednakże, jeżeli jutro ma być koniec świata, to na nic mi już czasu nie starczy.
— To wszystko może być o wiele gorsze, niż śmierć, — zauważył Feliks, usiłując za wszelką cenę wymyśleć coś, coby mu sprawiło chwilową ulgę.
— Jestem strasznie zadowolony, że przez całe lato chodziłem do kościoła i do szkoły niedzielnej, — wtrącił przyciszonym głosem Piotrek. — Szkoda, że do tej pory nie zdecydowałem się, czem mam zostać, Prezbiterjaninem, czy Metodystą. Sądzicie, że teraz byłoby już zapóźno?
— Ach, to nie sprawia żadnej różnicy, — odparła Ce-