Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dokładnie zrozumieć, Fela zaś stwierdziła, że taki grubas powinien pilnować tylko własnych spraw. Po tem wszystkiem Feliks doszedł do wniosku, że Fela zasłużyła na to, aby Historynka nigdy więcej nie przemówiła do niej ani słowa.
Dan nie miał cierpliwości do dziewcząt, szczególnie dażniło go postępowanie Feli.
— Obydwie zasłużyły na porządne baty, — skonstatował.
Jeżeli tylko baty mogły naprawić sytuację, to nie zanosiło się na to, aby kiedykolwiek mogła ona ulec zmianie. Zarówno Fela, jak i Historynka wyrosły już z okresu „batów“ i nikt z dorosłych nie wpadłby na pomysł, aby w ten sposób wynikły między niemi spór zażegnać. Dorośli wprawdzie dostrzegli chłód panujący między dziewczynkami, lecz patrzyli na to pobłażliwie nie wnikając zbyt głęboko i nie orjentując się, jak wszyscy wzięliśmy sobie ten spór głęboko do serca i jak bardzo nad nim boleliśmy.
Historynka skończyła wreszcie wianek i włożyła go na głowę. Jaskry muskały delikatnie jej wysokie białe czoło, z pod którego lśniły roziskrzone ciemne oczy. Senny uśmieszek błąkał się na czerwonych, jak maki usteczkach — uśmieszek wymowny, którego znaczenie wszyscy znaliśmy tak dobrze.
— Znam opowieść o pewnym jegomościu, który zawsze miał własne zdanie...
Historynka umilkła, nie mówiąc nic więcej. Nigdy nie słyszeliśmy opowieści o człowieku, który zawsze miał własne zdanie. Na głównej alejce ujrzeliśmy biegnącego Feliksa, wymachującego zawzięcie trzymaną w ręku gazetą. Gdy taki grubas, jak Feliks biegnie, ile mu sił starczy w nogach i do tego w takie upalne sierpniowe popołudnie, to stanowczo musi mieć jakiś bardzo ważny powód — tak przynajmniej wywnioskowała Fela.