Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drodze dwie nadjeżdżające bryczki. Pobiegliśmy do domu na spotkanie wuja Aleca, ciotki Janet i ciotki Oliwji. Radość zapanowała nieopisana. Wszyscy jednocześnie mówili, wszyscy śmieli się jednocześnie i trwało to tak długo, dopóki nie zasiedli do stołu. Ileż było śmiechu, ile zapytań i opowiadań, ile radości i zachwytu. A od czasu do czasu, gdy przy stole uciszało się nieco, słychać było głośne mruczenie Pata, który siedział za plecami Historynki na parapecie okiennym.
— Strasznie się cieszę, że jesteśmy znowu w domu, — mówiła ciotka Janet, spoglądając na nas z czułością. — Było nam tam wprawdzie bardzo dobrze i cała rodzina wuja Edwarda odnosiła się do nas wyjątkowo serdecznie. Ale wszędzie jest dobrze, a w domu najlepiej. A jak tutaj było? Jak się sprawowały dzieci, Rogerze?
— Jak aniołki, — odparł wuj Roger. — Jeszcze nigdy w życiu takie grzeczne nie były.
I nadeszła chwila, kiedy każde z nas w duchu musiało przyznać, że lubimy jednak naprawdę wuja Rogera.