— Muszę dzisiaj zacząć obcinać krzewy bzu popołudniu, — biadał Piotrek. — Nie wyobrażacie sobie, jaka to jest nudna robota. Pan Roger czeka aż będzie chłodniej i dopiero wtedy przyśle mi do pomocy ludzi, a teraz muszę sam to robić.
— To dlaczego mu nie powiesz, że ci samemu trudno? — zapytał Dan.
— Nie moja rzecz zwracać mu uwagę, — odparł Piotrek. — Jestem na służbie, więc muszę robić to, co mi każą, ale jednocześnie wolno mi mieć własne zdanie. Zapowiada się, że dzisiaj będziemy mieli jeszcze większy upał.
Siedzieliśmy wszyscy w sadzie, z wyjątkiem Feliksa, który poszedł na pocztę. Było sierpniowe sobotnie przedpołudnie. Celinka i Sara Ray, która cały dzień miała spędzić z nami, gdyż matka jej pojechała do miasta — gryzły zawzięcie łodyżki tymianku. Berta Lawrence z Charlottetown, która na czerwiec przyjechała w odwiedziny do Kasi Marr i pewnego dnia przyszła z nią do szkoły, zawsze zajadała się łodyżkami tymianku, twierdząc, że jest wyjątkowo smaczny. Zwyczaj ten odrazu przyjął się wśród dziewcząt w całem Carlisle. Wszystkie uczennice doszły do wniosku, że zarówno tymianek, jak młode gałązki malin, chociaż twarde i nieposiadające żadnego smaku, są niezwykle zdrowe i wybielają zęby. Łodyżki tymianku stały
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/198
Wygląd
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIX
STRASZNA PRZEPOWIEDNIA