Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII
JAK ZOSTAŁ ODKRYTY POCAŁUNEK

Sierpniowy wieczór, chłodnawy, złocisty, wilgotny nieco, jest najprzyjemniejszy ze wszystkich letnich wieczorów. O zachodzie słońca Fela, Celinka, Sara Ray, Dan, Feliks i ja siedzieliśmy w sadzie na chłodnym trawniku u podnóża Kamiennego Pulpitu. Nad głowami naszemi zawisło pogodne niebo upstrzone gdzieniegdzie delikatnemi różowemi obłoczkami.
Wuj Roger poszedł na stację na spotkanie przybywających dzisiaj naszych podróżników, a w jadalni ogromny stół był już zastawiony rozmaitemi smakołykami, przygotowanemi przez Felę na dzisiejszą uroczystą ucztę.
— Mówiąc szczerze, ten tydzień był bardzo wesoły, — zauważył Feliks, — ale cieszę się ogromnie, że dorośli już dzisiaj wracają, szczególnie, że wraca wuj Alec.
— Ciekawe, czy nam coś przywiozą, — mruknął Dan.
— Bardzo często myślę o tem weselu, — szepnęła Fela, drażniąc Pata łodygą tymianku.
— Wy dziewczęta zawsze myślicie o weselach i o tem, żeby wyjść zamąż, — oburzył się Dan. — Wcale nieprawda, — zaprzeczyła Fela z godnością. — Ja tam nigdy zamąż nie wyjdę. Uważam, że zamążpójście jest straszne!
— Ale prawdopodobnie sądzisz, że o wiele straszniej jest wówczas, jeżeli się zamąż nie wychodzi, — dociął jej Dan.