Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wałki do podwieczorku i oświadczył Feli, że jest artystką. Biedny wuj Roger, myślał, że to będzie dla Feli komplement, ale Fela przecież wiedziała, że wuj Benjamin był artystą i tak źle o nim mówiono, więc poczuła się nawet tym komplementem dotknięta.
— Piotrek powiada, że za laskiem klonowym jest strasznie dużo malin, — odezwał się przy herbacie Dan. — Możebyśmy poszli po podwieczorku i narwali trochę?
— Jabym chętnie poszła, — westchnęła Fela, — ale wrócę do domu zmęczona, a trzeba będzie jeszcze wydoić krowy. Już wy, chłopcy, idźcie lepiej sami.
— Dzisiaj wieczorem obydwaj z Piotrkiem wydoimy krowy, — odezwał się wuj Roger. — Możecie wszyscy pójść na maliny. Uważam, że jutro na przyjazd ciotki i wuja można byłoby zrobić placek z malinami do kolacji.
Zaraz po podwieczorku wybraliśmy się wszyscy uzbrojeni w dzbanki i kubeczki. Fela, jak zwykle praktyczna, wzięła ze sobą koszyczek z świeżemi ciasteczkami. Mieliśmy pójść przez lasek klonowy przylegający do farmy wuja Rogera — cudowny to był spacer przez łąki pokryte zielenią, zarośnięte gdzieniegdzie krzaczkami i skąpane w słońcu. Malin istotnie było mnóstwo, to też w ciągu krótkiego czasu napełniliśmy niemi wszystkie przyniesione naczynia, poczem rozłożyliśmy się na skraju lasku pod młodym klonem, zajadając ciasteczka przyniesione przez Felę. Historynka opowiadała nam bajkę o płynącym wartko strumyku w górskiej dolinie, w której panowała zaklęta biała dama, częstująca wszystkich przechodniów wodą ze złotego kubka.
— I gdy się wypiło wodę z tego kubka, — mówiła Historynka, a oczy jej lśniły, jak szmaragdy, — przestawało się widzieć cały świat i trzeba było wstąpić do krainy cza-