Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chociaż i ona sama nie była dzisiaj w najlepszym humorze. Może dręczyły ją wyrzuty sumienia, chociaż się do tego przed nikim absolutnie nie przyznawała.
— Słuchaj, Saro, — rzekła, — zastosowałaś się do mojej rady, ale jeżeli idziesz już z nami, to miej trochę weselszą minę. Nie myśl o tem, że źle robisz. Nie należy martwić się, bo zepsujesz sobie całą przyjemność. Możesz żałować potem, ale teraz nie powinnaś zaprzątać sobie głowy takiemi myślami.
— Ja wcale nie żałuję, — broniła się Sara. — Boję się tylko, że mama się o wszystkiem dowie.
— Ach! — w głosie Historynki brzmiała wyraźna ironja. Dla wyrzutów sumienia miała zawsze zrozumienie i sympatję, lecz wszelka bojaźń była dla niej rzeczą zupełnie niepojętą. — Czy Judy Pineau przyrzekła ci, że o niczem nie powie?
— Tak, ale może tam być ktoś, kto mnie zobaczy i poskarży się przed mamą.
— Jeżeli tak bardzo się boisz, to lepiej nie chodź. Jeszcze teraz nie jest zapóźno, bo właśnie przechodzimy koło waszego domu, — perswadowała Celinka.
Ale Sara nie mogła się wyrzec tak wielkiej przyjemności. Szła dalej, drobna i skurczona, dźwigająca swój grzech na plecach, chociaż była grzesznicą zaledwie jedenastoletnią.
Pokaz latarni magicznej był nadzwyczajny. Przezrocza udały się świetnie, a profesor wykładał bardzo dowcipnie. Powtarzaliśmy wszyscy jego słowa w powrotnej drodze do domu. Sara, która przez cały czas pokazu była ogromnie smutna, teraz rozweseliła się trochę, gdy było już po wszystkiem. Historynka przeciwnie, była srasznie ponura.
— Byli tam jednak ludzie z Markdale, — wyznała mi