Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwała się Fela, która prawdopodobnie doszła do wniosku, że Sara sama powinna odpowiadać za swoje grzechy.
Sara ustąpiła. Gdy Historynka do czegoś nakłaniała, trudno się było oprzeć urokowi jej głosu. Gdyśmy tego wieczoru wychodzili do szkoły, Sara Ray szła z nami razem, ubrana w „pożyczone piórka“.
— A jeżeli naprawdę zarazi się odrą? — szepnęła Fela na uboczu.
— Wątpię, czy tam będzie ktoś z Markdale, — odparła Historynka lekkomyślnie. — Przecież ten profesor w przyszłym tygodniu ma właśnie zamiar pojechać do Markdale, więc napewno nikt stamtąd nie przyleci dzisiaj do naszej szkoły.
Był chłodny, wilgotny wieczór i kroczyliśmy szerokim gościńcem w jaknajlepszych humorach. Nad doliną zarośniętą bukami i jodłami zawisła tarcza zachodzącego słońca, plamiąc wszystko swą czerwienią, a tuż pod nią wyłaniał się młodziutki księżyc. Powietrze było czyste, przesiąknięte wonią świeżego siana, która unosiła się aż pod niebo. Dzikie różyczki przetykały purpurą parkany wszystkich ogrodów, a obydwie strony gościńca złociły się od gęstych jaskrów.
Szliśmy wszyscy ochoczo, rozkoszując się spacerem i kierując się w stronę biało tynkowanego budynku szkolnego, patrzącego ku nam z doliny. Fela i Celinka nie potrafiłyby się teraz gniewać na nikogo, Historynka stąpała lekko, niby purpurowy płomień w swej szkarłatnej jedwabnej sukience. Drobne jej stopy tkwiły w bronzowych, zapinanych na guziki paryskich bucikach, które były przedmiotem zazdrości wszystkich uczennic w Carlisle.
Tylko Sara Ray nie była zadowolona. Miała twarzyczkę tak smutną, że Historynka traciła powoli cierpliwość,