Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pójdziesz na pokaz latarni magicznej, — zawołała Fela złośliwie.
— Nie wiem jeszcze. Właśnie zamierzałam pójść boso.
— Ach, tego nie zrobisz! Saro Stanley, chyba nie mówisz poważnie! — oburzyła się Fela, a w jej błękitnych oczach odmalowało się zgorszenie.
Historynka jednem okiem mrugnęła na mnie i na Feliksa, lecz w drugiej połowie jej twarzy, zwróconej w stronę dziewcząt, nie drgnął ani jeden mięsień. Strasznie lubiła „gorszyć“ oburzającą się stale Felę.
— Właśnie, że pójdę, jeżeli tylko zdecyduję się na to. Bo dlaczego nie? Dlaczego nie miałabym pójść boso, jeżeli nogi mam czyste tak samo, jak i ręce i twarz?
— Ach tego nie zrobisz! Przecież to byłaby kompromitacja! — gorszyła się dalej Fela, kompletnie zrozpaczona.
— A jak do szkoły chodzimy boso przez cały czerwiec, — argumentowała złośliwa Historynka. — Co za różnica, czy się chodzi do szkoły boso w dzień, czy wieczorem?
— Właśnie, że jest różnica. Nie potrafię ci teraz tego wytłumaczyć, ale każdy się orjentuje, że różnica jest duża. Sama zdajesz sobie z tego dokładnie sprawę. Ach, proszę cię, nie rób tego, Saro!
— Dobrze, nie zrobię, ale tylko ze względu na ciebie, — odparła Historynka, która w gruncie rzeczy wolałaby przecież raczej umrzeć, niż pokazać się „publicznie“ na bosaka.
Wszyscy byliśmy podnieceni perspektywą ujrzenia magicznej latarni, którą jakiś przyjezdny profesor miał nam zademonstrować tego wieczoru w szkole. Nawet Feliks i ja, chociaż niejednokrotnie widzieliśmy takie pokazy, byliśmy pokazem dzisiejszym bardzo zaintrygowani, a re-