Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie pamiętam nic niezwykłego.
— Ach, Marylo, wszakże był to dzień mego przybycia na Zielone Wzgórze. Nigdy tego nie zapomnę. Był to przełom w mojem życiu. Zapewne, że dla was nie była to taka ważna chwila. Spędziłam tutaj rok życia i byłam przez ten czas taka szczęśliwa! Bez wątpienia miewałam i smutki, ale starałam się je zapomnieć. Czy Maryla żałuje, że mnie zatrzymała?
— O nie, nie mogę powiedzieć, że żałuję — odrzekła Maryla, która już niejednokrotnie zastanawiała się nad tem, jak mogła żyć, zanim Ania przybyła na Zielone Wzgórze. — Nie, nie żałuję.. Jeśli skończyłaś już odrabiać swe zadania, Aniu, skocz do pani Barry i poproś, aby mi pożyczyła wzoru fartuszka.
— Ach... jest... jest tak ciemno — broniła się Ania.
— Tak ciemno? Cóż znowu! Zmierzch ledwie zapadł. A zresztą, przecież często biegłaś tam o wiele później, w ciemną noc.
— Pójdę tam rano — opierała się Ania gorąco. — Wstanę o wschodzie słońca i natychmiast tam pójdę.
— Co za pomysły, Aniu! Fartuszek muszę skroić dziś wieczorem jeszcze. Idź natychmiast i wracaj czemprędzej.
— W takim razie wolę pójść gościńcem — rzekła Ania, sięgając niechętnie po kapelusz.
— Iść gościńcem i zmarnować pół godziny czasu! To mi się podoba, wistocie!
— Ależ, Marylo, ja nie mogę przejść Lasem Duchów! — wybuchnęła Ania rozpaczliwym płaczem.
Maryla osłupiała.
— Las Duchów! Czyś ty oszalała? Gdzież u licha istnieje Las Duchów?
— Jest to lasek sosnowy po drugiej stronie strumienia — wyszeptała Ania.
— Co za głupstwa! Nigdy i nigdzie nie istniał w Avonlei Las Duchów!... Któż to wmówił ci takie bajki?
— Nikt — tłumaczyła się Ania. — Djana i ja wyobra-