Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

myślność twoja jest tylko powierzchowna, bo w głębi kryje się poczciwa natura małej kobietki. Czemu ukrywasz prawdziwe swe usposobienie?
— Taka już jestem, Królowo Aniu. Masz słuszność, że w gruncie rzeczy nie jestem taka roztrzepana. To tylko powłoka lekkomyślności, której nie umiem się pozbyć. Pani Poyser twierdzi, że należałoby przekręcić mnie przez jakąś maszynę, a potem ulepić na nowo. Jerzy jednak kocha mnie taką, jaka jestem. Ja go także kocham. Coprawda, to pierwsze uczucie w życiu jakoś dziwnie mnie zaskoczyło. Nie wyobrażałam sobie, abym się mogła zakochać w brzydkim mężczyźnie. Pomyśl tylko, że poza Jerzym, o nikim nie myślę. Nieraz, będąc sama, nazywam go zdrobniale Jurkiem. Prześliczne ma imię.
— A Anatol i Augustyn, cóż oni na to?
— Już w Boże Narodzenie oświadczyłam im, że za żadnego z nich nie wyjdę. Śmieszne, że kiedyś jednak marzyłam o tem, aby zostać żoną któregoś z nich. Ogromnie ich wzruszyła ta moja odmowa, lecz ja otarłam tylko łzy ukradkiem, bo zaraz przyszło mi na myśl, że tylko Jerzy może zostać moim mężem. Tym razem decyzja przyszła niezwykle prędko.
— A czy wytrwasz w tem?
— Mam nadzieję, że tak, bo dostałam od Jurka doskonałe lekarstwo. Jurek twierdzi, że w chwili wahania, powinnam zawsze myśleć o starości. On za to decyduje się niezwykle szybko, więc się pocieszam, że i mnie kiedyś tej mądrości nauczy.
— A co twoi rodzice powiedzą?