Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawdopodobnie lęka się zaproponować ci małżeństwo. Sama wiesz, że to jest jedyny powód jego milczenia.
— Mam takie wrażenie, — przyznała Iza ze smutkiem. — Wobec tego chyba ja mu się będę musiała oświadczyć. Sądzę, że w tym wypadku powinnam nawet tak uczynić. A wiesz, Aniu, że Gilbert Blythe dotrzymuje stale towarzystwa Krystynie Stuart?
Zapinając właśnie w tej chwili złoty łańcuszek na szyi, Ania doszła do wniosku, że zameczek widocznie musiał być zepsuty. A może to palce odmówiły nagle posłuszeństwa?
— Któż to jest Krystyna Stuart?
— Siostra Romana Stuarta. Uczy się muzyki w Kingsporcie. Ja jej nie znam, ale podobno jest bardzo ładna i mówią, że Gilbert szaleje za nią. Pamiętasz, jak się złościłam, gdyś odtrąciła Gilberta. Teraz widzę, że Robert Gardner był twojem przeznaczeniem. Przyznaję ci słuszność, żeś go wybrała.
Tym razem Ania nie zarumieniła się, jak to zwykle bywało, gdy koleżanki mówiły o jej przyszłem małżeństwie z Robertem Gardnerem. Twarzyczka jej pobladła, a w sercu uczuła dotkliwy ból. Denerwowała ją ta ustawiczna paplanina Izy. Nie mogąc na nikim innym wywrzeć swojej złości, uderzyła śpiącego na poduszce Mruczka.
— Wstrętne kocisko! Wynoś się stąd!
Zabrawszy orchideje, zbiegła nadół, gdzie ciotka Jakóbina siedziała, spoglądając na palta dziewcząt,