Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XXVI.
Krystyna.

Mieszkanki Ustronia Patty wybierały się na wieczornicę, urządzaną przez studentów trzeciego kursu dla słuchaczów ostatniego roku. Ania miała na sobie naprawdę prześliczną suknię i z zadowoleniem przyglądała się swemu odbiciu w małem lustrze, zawieszonem w jej niebieskim pokoju. Właściwie jeszcze kilka dni temu sukienka ta była zupełnie skromna, uszyta z żółtawego jedwabiu, pokrytego szyfonem, Iza jednak tak długo nalegała, aż Ania pozwoliła jej cały szyfon wyhaftować małemi pączkami róż. Oczywiście teraz sukienki tej mogła pozazdrościć Ani największa elegantka w Redmondzie. Nawet Ala Boone, która sprowadzała sobie suknie z Paryża, przyglądała się z podziwem Ani, wchodzącej do sali Redmondu.
Biała orchideja, wetknięta we włosy, dopełniała stroju. Pęk białych orchidei otrzymała Ania tego samego dnia od Roberta Gardnera i jedną z nich wyjęła z bukietu, ażeby wzbudzić tem zazdrość koleżanek. W chwilę potem w pokoju zjawiła się Iza, patrząc z uwielbieniem na przyjaciółkę.
— Aniu, dziś wieczorem obwołana zostaniesz na pewno królową.
— To tylko zasługa mojej sukni.
— Co też ty gadasz? Pamiętasz, jak na jakimś wieczorze zaćmiłaś wszystkich, chociaż miałaś na sobie tylko bluzkę flanelową, uszytą przez panią Linde. Gdyby Robert nie zakochał się w tobie dotych-