Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XIX.
Przygrywka.

— I pomyśleć tylko, że dzisiaj przypada dwudziesta rocznica moich urodzin i że zaczynam już dźwigać na barkach trzeci krzyżyk, — rzekła Ania, siedząc na dywanie przed kominkiem i trzymając Mruczka ha kolanach.
W bawialni była oprócz Ani tylko ciotka Jakóbina, bo Stella z Priscillą poszły na jakieś zebranie, a Iza ubierała się w swoim pokoju.
— Widzę, że żałujesz minionych lat, — uśmiechnęła się ciotka Jakóbina. — Dwudziestka, to taki piękny wiek. Na szczęście ja ze swem usposobieniem nigdy jej nie przekroczyłam.
Ania zaśmiała się głośno.
— I na pewno nigdy jej ciocia nie przekroczy. Nawet jak skończy ciocia sto lat, to zawsze będzie się czuła młodo. Tak, słusznie, żal mi minionych lat. Panna Stacy mówiła mi kiedyś, że gdy dojdę do dwudziestki, charakter mój będzie już zupełnie ukształtowany. Jednakże ja osobiście zupełnie tego nie czuję, bo mam wrażenie, że jestem jeszcze ogromnie chwiejna.
— To tak zawsze bywa, — zawołała ciotka Jakóbina wesoło. — I mój charakter nie był w młodości ukształtowany. Widocznie ta panna Stacy chciała powiedzieć, że w dwudziestym roku życia będziesz już umiała wytknąć sobie linję życia, po której będziesz szła nadal. Ale ty się tem nie przejmuj. Powinnaś tylko spełniać swój obowiązek wobec Boga,