Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powinno się źle mówić o umarłych. Aniu, dlaczego się nie powinno? Chciałbym to wiedzieć. Przecież to zupełnie bespieczne, prawda?
— Pani Linde rozłościła się na mnie, bo raz ją zapytałem, czy pamięta czasy Noego. Myślałem, że mi opowie, jak to wtedy było. Aniu, czy ona wtedy żyła?
— Pan Harrison chciał się pozbyć swego psa, więc go raz powiesił, ale pies odżył i schował się w stodole, gdy pan Harrison kopał mu już dół w ogrodzie. Więc pan Harrison jeszcze raz go powiesił i tym razem już na śmierć. Pan Harrison ma nowego pastucha, który jest strasznie pokraczny. Pan Harrison uważa, że ten pastuch jest mańkutem na obydwie nogi. Pastuch pana Barry jest strasznie leniwy, chociaż pan Barry mówi, że on wcale nie jest leniwy, tylko nie chce mu się pracować.
Świnia pani Andrews, otrzymała nagrodę, ale nazajutrz zdechła. Pani Linde powiada, że to kara Boża spadła na panią Andrews. Ja jednak myślę, że tym razem Pan Bóg ukarał tylko świnię. Emilek Boulter był niedawno chory i doktór zapisał mu lekarstwo bardzo niesmaczne. Powiedziałem, że wezmę to lekarstwo za pięć centów, ale wiesz, jacy Boulterowie są skąpi. Emilek powiedział, że woli sam wziąć lekarstwo i nie wydać pieniędzy. Zapytałem raz panią Boulter, jak to się łapie męża. Strasznie się rozgniewała i powiedziała, że niema pojęcia, bo ona nigdy męża nie łapała.
— K. M. A. znowu zaczęło malować Dom Ludowy. Widocznie znudził im się już ten niebieski.