Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ładny, tylko, że ja wolę nieco jaśniejsze. Widziałaś tych dwóch moich konkurentów na dole. Obydwaj są ogromnie uparci i każdy z nich ubiega się o zwycięstwo. Mnie osobiście ani jeden, ani drugi nic nie obchodzi. Ostatnio podoba mi się tylko Herbert Spencer, nawet chwilami zastanawiam się nad tem, czy nie jestem w nim zakochana. Chociaż jeszcze zimą miałam wrażenie, że kocham się w nauczycielu ze Spencervale, ale szybko mi się znudził. Chciał sobie życie odebrać, jak z nim zerwałam. Żeby już tamci dwaj poszli nareszcie do domu, bo pragnę z tobą trochę pogadać, mam ci moc do opowiedzenia. Przecież zawsze byłyśmy przyjaciółkami, prawda?
Ruby objęła Anię za szyję i roześmiała się głośno. Przyjaciółka spojrzała głęboko w oczy rozbawionej dziewczynie i nagle poza blaskiem jej źrenic ujrzała coś od czego serce Ani ścisnęło się boleśnie.
— Aniu, przychodź do mnie częściej, — wyszeptała Ruby. — Pragnę być sama z tobą, muszę się wygadać.
— A jak ty się czujesz? — zapytała Ania troskliwie.
— Doskonale! Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Wyczerpał mnie tylko trochę ten ostatni krwotok. Ale widzisz jaką mam cerę i kolory. Przecież chyba nie wyglądam na chorą.
Ruby mówiła to prawie szorstko. Wypuściła Anię z objęć i po chwili znalazłszy się znów na dole, była jeszcze bardziej rozbawiona i flirtowała wesoło z dwoma konkurentami. Ania i Diana, urażone nieco, szybko się pożegnały i wyszły.