Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wam lęk przed tą „dorosłością” i w takich chwilach dałabym dużo za to, żeby być znowu małą dziewczynką.
— Przypuszczam, że z czasem przyzwyczaimy się do tego, że jesteśmy już dorosłe, — uśmiechnęła się Ania wesoło. — Dla człowieka dorosłego nie istnieją rzeczy nieprzewidziane, a przynajmniej istnieje ich bardzo niewiele. Te wszystkie niespodzianki, jakie nas czekają, są właśnie okrasą ludzkiego życia. Mamy teraz lat osiemnaście. Za dwa lata będziemy miały dwadzieścia. Jako dziesięcioletnia dziewczynka, uważałam, że ludzie dwudziestoletni są już zupełnie starzy. Za kilka lat ty będziesz stateczną matroną w średnim wieku, ja zaś będę ciocią Anią, która cię będzie odwiedzać podczas wakacyj. Chyba zawsze się u was kąt dla mnie znajdzie, kochanie? Oczywiście nie gościnny pokój, stare panny nie lubią windować się tak wysoko po schodach. Dla mnie wystarczy jakaś mała komórka przy kuchni.
— Cóż za głupstwa gadasz, Aniu, — zaśmiała się Diana. — Napewno zostaniesz żoną jakiegoś bogatego i przystojnego chłopca, zapomnisz wtedy o wszystkich gościnnych pokojach i będziesz zadzierała nosa wobec wszystkich dawnych przyjaciół z Avonlea.
— Szkodaby było — mój nosek jest dość ładny i zdaje mi się, że zadzieranie zniekształciłoby go, — Ania mówiła teraz z komiczną powagą. — Nie mam znowu tak wielu pięknych rysów, abym taki jeden możliwy nos skazywała na zeszpecenie. To też, jeżeli nawet zostanę żoną Króla Zaczarowanej Wyspy, obiecuję ci, że na twój widok nosa zadzierać nie będę.
Dziewczęta rozstały się w wesołym nastroju,