Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I całując go w rękę dodał: ja ojcu kochanemu oddam.
Na to miecznik mruknął:
— Hm, hm, wiesz Wasan co — nie siej pszenicy, bo widać do niej niemasz szczęścia.
I nie dał mu ani grosza, choć to był syn pierworodny.
Zawsze narzekał na biedę, mówiąc: »Ja nie wiem z czego wy tam na wsi żyjecie! bo ja to nie mam sobie za co soli i chleba kupić. Miał jednak wydatki swoje, na które nie żałował i spełniał je z całą sumiennością. Co piątek o 10 rano schodzili się przed kamienicę miecznika ubodzy z całego miasta; gdy już zobaczył oknem, że liczba ich jest spora, wychodził do nich, uszykował w dwa rzędy na ulicy, jak wojsko, i porachował; dopiero odliczył sobie stosowną ilość groszy i zapowiedział, żeby się nikt nie ruszył, dopóki wszystkich nie obdzieli, sam zaś środkiem postępując, rozdawał jałmużnę. Dziady i baby wiedząc już ten zwyczaj, sami się pilnowali, boby ostatni nie dostali; słuchali go jak wojsko swego dowódcy, a gromadziło się ich do stu; grosze chętnie zbierał zawsze i wymieniał od każdego zapytując: »A niema tam Wasze groszaków? Nigdy też nie było wypadku, aby mu ich brakło.
Tu Antoni B. syn kasztelanica dodaje swoje własne o rodzicach i mieczniku wspomnienia.
Przy swej oszczędności i skąpstwie pan miecznik miał słabość do wnuków. Pamiętam, gdy miałem może lat ośm, starszy mój brat i ja byliśmy już w szkołach. Przybywszy na wakacye do rodziców, obowiązani by-