Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nicę, która w majątkach ojca rodziła się obficie. Owóż przy innych sprawunkach, co się tam zwykle w znacznych zapasach kupowały do domu, przechodząc ojciec mój ulicą, gdzie się jakiś sklep wyprzedawał przez publiczną licytacyę, postąpił talara, zalicytowawszy jakiś towar i nie słysząc nawet poprzednio wygłoszonego przedmiotu i utrzymawszy się przy nim nie oglądając, gdyż jakoś nie miał czasu, zapłacił i kazał odesłać do swego mieszkania. Dopiero po rozpakowaniu w domu pokazało się, że to były trzy postawy sukna, ale dziwnego, bo ciemno pomarańczowego koloru w jakieś pasy. Co tu robić z taką ilością sukna jednej barwy? Naprzód więc porozściełano chodniki przez wszystkie pokoje, obito w sieniach i gościnnych pokojach sofy i krzesła, poszyto dery na konie, poobijano niektóre powozy i kolasy i wreszcie — porobiono paniczom ubrania. Chodziliśmy więc w jednym uniformie, z czego byliśmy bardzo zadowoleni, chociaż goście nieraz zobaczywszy nas, uśmiechali się nieznacznie na tę arlekinadę. Dziś wyśmianąby ona była, ale dawniej wszystko to uchodziło, zwłaszcza w pańskim domu. Sukno to długi bardzo czas tułało się na dworze moich rodziców zanim wyszło z użycia. Ja chodząc w takim uniformie, zrobionym w kształcie bluzy dziś używanej, pyszniłem się nim bardzo; przyszła mi też myśl, jakby to było pięknie tak naokoło na dole powycinać zęby i tem zafrapować rodziców i cały dwór. Zadowolony z mego pomysłu raz przed obiadem zdobyłem jakieś nożyczki i dopełniwszy tej operacyi, pośpieszyłem, gdy nas zawołano, na obiad,