Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz wracam do opowiadania mego ojca.
Parę tygodni upłynęło nam jak najweselej, w swobodzie, bośmy się nic nie uczyli, zanim nam nowego pedagoga sprowadzono. Nie będę opisywał jak mi szły pierwsze początki nauki, przeplatane łzami i goryczą młodocianego wieku, bo tych sami doświadczaliście czytelnicy na sobie, przejdę raczej do dalszych wypadków.
Opieka matki naszej nad nami była jakby fantazyjną, szczegóły zwykłe powierzała dozorczyni, która się nami zajmowała. Troskliwość matki posuwała się jednak niekiedy do drobiazgów. I tak, gdy który zachorował, wymyślała najobrzydliwsze lekarstwa, a te należało zażyć bez skrzywienia; lub często z rana, gdyśmy jeszcze z łóżek nie powstawali, odbywała rewizyę pod kołdrą, czy tam wszystko jest w porządku; w przeciwnym razie zdejmowała z nogi trzewik i nim wymierzała karę, a że ja nie zawsze byłem dość ochędożny, posłyszawszy więc wejście matki, odwracałem się zaraz do ściany w pozycyi do tej operacyi dogodnej, przez co unikałem przedwstępnych razów po innych częściach ciała. Ale, czy mówimy pacierz, czy jesteśmy nakarmieni jak należy, o to się nie pytała wcale.
Zwyczajem było, że młodszy, gdy starszy wyrósł z ubrania, dodzierał je po nim. Blizko w rok po mojem przybyciu w dom rodzicielski ojciec mój powrócił był z Gdańska, gdzie rok rocznie spławiał zboże, gdyż to był jedyny i najbliższy port, kędy można było znaczniejsze partye krestencyi spieniężać, mianowicie psze-