Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brakuje. Dopiero przy śniadaniu zrobił się rejwach; pan guwerner przestraszony, zapowiedział moim braciom pod najsurowszą karą, której w danym razie nie szczędził, aby nic o tem nie mówili nikomu, sam zaś zajął się tajemnie poszukiwaniem. Zrazu sądził, że mnie znajdzie gdzieś uśpionego w obszernym ogrodzie, ale poszukiwania jego, naturalnie, żadnego nie odniosły skutku; przeszedł się parę razy po wsi, lecz i tam na ślad natrafić nie mógł. Powrócił więc zgryziony w najgorszym humorze do szkoły i w najdotkliwszy sposób wywierał swój gniew na moich braciach.
Najgorszą dla niego chwilą był obiad, bo tam zwykle przyprowadzał swoją szkołę i z paniczami na szarym końcu siadywał. Szczęśliwie się jakoś złożyło, że w tym dniu oprócz domowników dosyć się zjechało zagórskich gości, stół był długi i rodzice moi zajęci przybyłymi nie zwrócili uwagi na brak jednego syna.
Tak więc jakoś uszło szczęśliwie panu guwernerowi, a bracia moi podług zakazu — milczeli.
Po obiedzie jednak pan dyrektor zaczął się namyślać, co dalej robić? Zwierzył się ze swego strapienia zaufanemu przyjacielowi, jednemu z rezydentów, i na wspólnej naradzie stanęło, aby wysłać posłańca do moich dawnych opiekunów, sądzili bowiem, że tam prawdopodobnie musiałem się udać.
Całe pół dnia do późnego wieczora upłynęło w niecierpliwem oczekiwaniu, lecz napróżno, bo zaufany pana profesora wysłaniec miał sobie zaleconem, że gdyby mnie nie znalazł u dawnych moich opieku-