Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nów, czynić w okolicy poszukiwania na przypadek, gdybym się gdzieś w nieznanych mi stronach zabłąkał.
Tymczasem na trzeci dzień po mojej ucieczce około godziny jedenastej z rana zajechała w Płowcach przed bramę bryczka, wysiadł z niej jakiś nieznany tam jeszcze ksiądz świecki, wysadził za sobą chłopca i wiodąc go za rękę, kroczył poważnie obszernym dziedzińcem prosto ku dworowi.
Pan dyrektor w swej alteracyi drażliwy na każdy ruch w dziedzińcu, pierwszy spostrzegł postępującą parę i wyskoczywszy ze szkoły w kilkunastu susach, dopędził proboszcza; poznawszy zaś mnie, zawołał:
— A ty malcze, gdzie się włóczyłeś? Proszę dobrodzieja to tutaj trzeba zaprowadzić tego chłopca — dodał, wskazując na oficynę.
— A kto waść jesteś — ozwał się ksiądz i zmierzył go groźnie oczyma.
— Właśnie jestem nauczycielem dzieci tutejszego dziedzica — odparł pan dyrektor — i ten chłopiec memu dozorowi jest powierzony.
Ja wtenczas przebiegłem na drugą stronę mego teraźniejszego opiekuna, a on odrzekł podniesionym głosem :
— A to mi pan śliczny dozorca, że z pod twojej opieki wymykają się oto takie dzieci, których przecież nie tak trudno utrzymać w ryzie. Pan Bóg łaskaw, że się to do mnie przybłąkało, a niechby go przypadkiem wilcy były rozszarpały, których tu w okolicy dosyć jest, lub zły człowiek dostał w swoje szpony. Nie, panie dobrodzieju, ja melduję się wprost przed