Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książę przecząco potrząsnął głową. — Nie chciał bym zasmucać cię, biedna kobieto, — odrzekł, wszak wyznać muszę, iż widzę cię po raz pierwszy w mem życiu!
Matka Toma, siadłszy na podłodze łkać gorzko zaczęła, co spostrzegłszy dziewczęta:
— Niech Tom pójdzie spać, ojcze, zaczęły — skoro się wyśpi, i słabość jego przeminie!
— Spać!... zawołał z wściekłością ojciec Toma. Jutro musimy płacić komorne za tę nędzną lepiankę, bo inaczej nas jak psów wygnają. Pokaż darmozjadzie, próżniaku, coś użebrał...
— Radzę ci, liczyć się ze słowami — odparł książę — jestem synem króla!
Canty zamierzył się laską na księcia, co spostrzegłszy matka, podbiegła w jego obronie.
Mające spaść na chłopca uderzenia i ciosy, posypały się na nią. Przelękłe dziewczęta wcisnęły się w najciaśniejszy zakątek. Babka podbiegła na pomoc synowi, zdwajając uderzenia.
Książę wyrwał się matce, wołając:
— Nie pozwolę tak tobą poniewierać dłużej niechaj te łotry raczej nademną się urągają!
Wszystkie uderzenia skierowały się teraz na księcia, matce i dziewczętom dostało się również.
Nagle John Canty, wykrzyknął:
— Spać mi w tej chwili, wszyscy, rozumiecie!
W mgnieniu oka, jak na komendę, zgaszono światła. Ojciec i babka wprędce zasnęli. Podszedłszy na palcach do księcia, dziewczęta ponakrywały go słomą i łachmankami. Matka przyszła również, a gładząc go po główce, rozpłakała się po nad nim, za co jej książę dziękował, przyrzekając, iż za poczciwe, dobre jej serce, król szczodrze ją wynagrodzi. Słowa te jeszcze większą rozpacz wzbudziły w biednej kobiecie.