Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bankiet! — wykrzyknął.
— Aaa! — pełnym głosem wypadło z piersi Jeremy.
— Widziałeś narzeczoną moją, kochankę moją, Polę? Za dwa tygodnie nasz ślub; zaprasza ciebie, a ja chcę, by podarunek ślubny był dla niej ręką twoją wykuty. Rozumiesz, stary?
— Ro-zu-miem!
— Ja ci pomogę, bo ręka twoja już osłabła, młota nie dźwignie.
Jarema wyprostował się.
— A widzieli wy, panie, lampę, kiedy gaśnie? Mruga słabo i nie oświeca nic dokoła, ale przed samem zagaśnięciem płomieniem buchnie.
— Tylko sza! — odezwał się Różyc — będę do ciebie przychodził z drużbami swoimi; niech nikt nie wie o tym przedślubnym podarunku, nikt z gości obecnych...
— A co ma być, panie?
Młody Różyc się zaśmiał...
— Mówiła, że zabije mnie, jeżeli ją zdradzę. Więc mieczyk jej dam, niech nim w serce niewierne uderzy!