Strona:Korczak-Bobo.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czą mnie z nią marzenia. Byłem na cmentarzu. Gdym szedł przez biedne ulice, przyszło mi na myśl, że biedna dziewczyna łatwiej może upaść, niż strzeżona panna bogatych rodziców, która nie podlega pokusom. Przyszedł mi na myśl temat do noweli, ale nigdybym jej nie drukował. I tak dosyć mamy w literaturze brudów i zgnilizny a tak mało duchowego pokarmu. — „We krwi“ tak mnie zdenerwowało. Na krześle leżała chustka do nosa. Zdawało mi się, że to czaszka, że z pod stołu wyjdzie jakiś potwór, aby mnie zniszczyć.
Mój smarkacz strasznie mnie dziś zirytował. O! nauczyciele i nauczycielki, jakże godni jesteście pożałowania. Ciężki i gorzki chleb. Trzeba wpychać te łuty rozumu do zamkniętych głów. A ja jakim byłem? Teraz pokutuję.

5 marzec.

Helenka pokłóciła się o gorset. Woli żyć parę lat krócej a porządnie wyglądać.
Jak dziwnie ludzie są zarozumiali. Na czem polega ich moralność. Czy mieć odkrytą twarz czy co innego — czy to nie wszystko jedno. Z litością patrzą na dzikich którzy w wargi i nos wkłówają deseczki i kości i t. d., a nasze damy noszą kolczyki. Albo nasze pojęcia estetyczne?