Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mo jest, bo to jedna kompania. Odsunął wielki myśliciel muskuły, żyły, arterye, nerwy i dobrał się do kości. Żeby takie mocne zdrowie mieć, jak te chłopskie kości są mocne!
Jaki grzbiet, jakie łopatki, co za ramiona, jakie żebra! Grubiańskie, ale twarde; bez żadnej delikatności, ale zdrowe; grube, ale siła w nich jest, końska, wołowa siła. Odbywszy w duchu tę sekcyę, Icek również w duchu odział swego woźnicę w muskuły, żyły, nerwy, przykrył to wszystko skórą, skórę koszulą, koszulę sukmaną i objął wzrokiem całość. I w szczegółach i razem wielkie plecy, nie można powiedzieć inaczej, tylko wielkie plecy!!
Icek wytrząsnął popiół z fajki, napchał w nią tytuniu, zapalił i jednocześnie wypuścił z głowy dwie myśli, z których jedna była niby gołębiem, druga wężem. Gołąk pofrunął pod obłoki, wąż popełznął cicho po ziemi. Jak dubeltówka może z jednej lufy wyrzucać śrut a z drugiej kule, tak głowa ludzka może tworzyć poezyę i prozę. Biały gołąb poezyi pofrunął daleko i wysoko i zaprowadził myśl Ickową do tego kamienia, co leżał przy drodze z Beerseba do Haranu, o który była oparta drabina Jakubowa. Napawał się Icek tem pięknem wspomnieniem, aż przypełznęła myśl druga, wąż niby, i ściągnęła ducha Ickowego do chłopskich pleców z powrotem i już się myślicielowi naszemu całkiem rozjaśniło w mózgu i przyszedł do wniosku, że jednak ta drabina z plecami chłopskiemi ma związek.
Rzecz prosta, że musiała ona mieć mocne szczeble, a jakiż materyał od chłopskich pleców mocniejszy?