Strona:Klemens Junosza - Zastępca.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I bezskutecznie?
— Słowa moje padały jak groch na ścianę martwiłem się bo jako korepetytor byłem poniekąd odpowiedzialny za mego ucznia, ale cóż to pomogło. Gorsze zmartwienie miałem z Cesią. Od czasu jak Adam zamieszkał u pani Malickiej, Cesia zaczęła poziewać przy moich lekcyach. Ach! gdybyś wiedział jaką mi to przykrość sprawiało, bo powiedz sam proszę, ja jej tłomaczę coś z historyi, staram się ją zająć, zachęcić, wszystko co umiem sam radbym jej oddać, a ona ziewa.
— Zdaje mi się żeś ty się w niej zakochał biedaku.
— Eh nie, tylko przez kilka lat, przyzwyczaiłem się do niej, lubiłem ją uczyć, zdaje mi się że i ona także miała dla mnie przyjaźń, od czasu wszakże jak Adam przybył Cesia nabrała dziwnego gustu do wstążeczek i gałganków, często wpinała kwiatki we włosy. Powiadają że wszystkie kobiety tak robią. Ja tam nie wiem czy to prawda, czy nie, tak mówią ale wolałbym żeby było inaczej. Patrząc na to jej strojenie się doznawałem dziwnie przykrego uczucia.
— I zapewne robiłeś jej wymówki?
— Ja?! ależ z jakiej zasady? coby mnie upoważniało do tego. Przeciwnie widząc że polubiła kwiaty starałem się żeby miała je zawsze, przynosiłam jej czasem niezapominajki, czasem róże polne.
— Spodziewam się że Adam także przynosił.
— Przynosił; ale on miał zawsze pieniądze, więc kupował ładne kwiaty od ogrodnika.. kwiaty co się nazywa... ale co tam o tem... Czas biegnie, więc nie będę zajmował cię drobnemi szczegółami... Dla mnie mają one wartość pamiątek, ale nie o tem chcę mówić... Po wielkich wysiłkach dobił się do piątej klasy i na tem naukę zakończył. Alfons z szóstej poszedł na praktykę gospodarską, a ja byłem aż do końca.
— Tak, tak; w jednym dniu otrzymaliśmy patenta. Przypominam sobie że miałeś zamiar prosto ze szkół pójść na medycynę...
— Rzeczywiście, było to moje marzenie; zdawało mi się albowiem, że na stanowisku lekarza, bardziej może aniżeli na innem, można być użytecznym dla ludzi... Nęciła mnie też i sama nauka postępująca ciągle a jednak nigdy nie skończona...
— Dlaczegóż nie wykonałeś swoich zamiarów?
— Nie mogłem...
— Czy funduszów ci brakło?
— O nie, nie brakło mi wcale; złożyłem sobie trochę z korepetycyj; a zresztą, czy to człowiekowi tak wiele potrzeba... Kącik i trochę pożywienia — to i dosyć, zwłaszcza gdy kto niema nadzwyczajnych wymagań...
— Więc cóż cię krępowało w takim razie?
— Trochę pani Malicka, a trochę... nie wiem sam jak to określić... jakaś dziwna tęsknota, jakieś niejasne przeczucie, że moja obecność będzie dla niej potrzebną... Żal mi było moich zamiarów i nadziei, szkoda wymarzonej przyszłości — ale wyperswadowałem to sobie prędko... Ja sam, sierota, bez rodziny... co więc dla kogo za różnica, czy zostanę znakomitym doktorem, czy dependentem w kancelaryi regenta?...
— Ach, marzycielu, marzycielu! Szaleńcze zakochany! i ty chcesz wmówić we mnie, żeś dla pani Malickiej został, że cię jakieś przeczucia zatrzymały?!... Tyś za Cesią szalał, ty bez niej żyć nie mogłeś. Nie chciałeś się oddalić, żeby ci jej kto nie sprzątnął tymczasem.
— Jakto? Suponujesz może że miałem zamiar?
— Dlaczego nie?
— Widać nie znałeś jej — rzekł z goryczą — nie znałeś... nie masz wyobrażenia o niej... Gdzież jabym śmiał oczy na nią podnieść!... to była najpiękniejsza panna w całem mieście... majestatyczna, jak królowa... a ja? cóż ja?... mizerny chudopachołek, sierota...
— Nie pojmuję cię!
— Może być; ale ja pojmowałem dobrze moje położenie i nie chciałem sięgać zbyt wysoko... Pracowałem w kancelaryi regenta, miałem jakie takie dochody, cały dzień schodził mi przy zajęciu, a od czasu do czasu odwiedzałem panią Malicką. Adaś przyjeżdżał niekiedy i mówiono w mieście że konkuruje o Cesię. Zazdroszczono jej świetnej partyi. Gdy się to o moje uszy obiło, nie chciałem wierzyć; byłem prawie pewny że Cesia, nie zechce oddać swego serca człowiekowi, którego moralna wartość była bardzo nie wielka. Pracując u regenta mając ciągle do czynienia z interesami majątkowemi i hypotecznemi, mogłem się dowiedzieć że i fortuna rodziców Adasia, była prawie fikcyjną. Długi wielkie, na opłatę procentów trzeba było pożyczać, a przytem pański szyk, życie wystawne... Jasnem było dla mnie że