Strona:Klemens Junosza - Zastępca.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prędzej czy później, katastrofa nieunikniona nastąpi. I to wiedziałem również że rodzice całą nadzieję ratunku pokładali w bogatem ożenieniu syna, że jeździli z nim do Warszawy, do wód za granicę, w celu znalezienia panny posażnej. Byłem zupełnie spokojny, że z tej strony Cesi żadne niebezpieczeństwo nie zagraża. Później przekonałem się że byłem w grubym błędzie, niestety.
— Elegancki pan Adam, pozłacany paniczyk, zabrał ci twoją ukochaną? Wszak prawda? Tak to bywa na świecie mój kochany, tak bywa, blichtr powierzchowny, pozory, łatwo mogą złudzić młode, niedoświadczone serduszko.
— Pozwól że będę opowiadał wszystko po kolei, jak było. Pani Malicka zapadała coraz bardziej na zdrowiu, ciężko już jej było pracować — i nosiła się z myślą żeby od wakacyj „stancyę“ zwinąć, a to przecież było jedyne źródło jej utrzymania. Alfons nie mógł przyjść matce z pomocą, gdyż sam będąc na praktyce gospodarskiej, nie miał wiele dochodów, a przytem — ot nie chcę go potępiać, ale był dziwnie lekkomyślny. Raz przyjechał do miasta z pieniędzmi na zapłacenie podatku i zgubił je. Uważasz cudze pieniądze zgubił! Cesi brat!
— A może też i nie zgubił.
— Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Mówiono mi że je w karty przegrał, oburzyłem się na to.
— I jakże się skończyło?
— Na szczęście, skończyło się dobrze. Pieniądze zostały zapłacone.
— Zkąd?
— Znalazły się.
— Te zgubione!
— Nie — ale widzisz ja miałem trochę oszczędności, miałem i kredytyt, skombinowało się jakoś, i ani pani Malicka, ani Cesia, wstydu nie miały.
— Wyobrażam sobie jak ci musiały dziękować te biedne kobiety.

— Nie dziękowały mi wcale. Postarałem się bowiem żeby ta historya nie doszła do ich wiadomości. I bez tego biedna kobieta miała dość zmartwienia. Najstarszy syn tułał się gdzieś za granicą; od lat dziesięciu, jak wyjechał z kraju, o nim wiadomości nie było. O Alfonsie mówiłem już, że nie sprawiał matce osobliwszej pociechy, los Cesi nie był jeszcze ustalony, a zdrowie biednej matki coraz pogarszało się, rujnowało. Wysilałem myśl, mózg, rozmyślając w jaki sposób możnaby im dopomódz, boć przecież nie zaprzeczysz że dla pani Malickiej miałem obowiązki; zawsze okazywała mi macierzyńską przychylność. Już miałem nawet pewien projekt gotowy, określony jasno, praktyczny, a do wykonania nie trudny — i byłbym go niezawodnie wykonał, gdy nagle zaszła okoliczność niespodziana. Musiałem opuścić miasto i strony rodzinne; na długi, długi czas straciłem z oczu panią Malicką i Cesię i wszystkich bliższych memu sercu.

(Dalszy ciąg nastąpi.)