Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miecku — przecież to jest handel, a w handlu nie ma gniewu. Zastanówcie się nad propozycyą ojca może będziecie mogli ją przyjąć...
Niemcy znowuż usiedli.
— Niechże ojciec wytłomaczy im — ciągnął dalej pan Karol — o co idzie ów proces i co ojciec za swoje prawa żąda... Nie sądzę, żeby tu szło o wielkie rzeczy...
— Jo, jak to nie jest wielka rzecz, to my możemy gadać...
— Zdaje ci się, Karolu, że to bagatelka...
— Takbym sądził...
— Ha! to niechże ci pan Symplicyusz opowie, on tę sprawę od deski do deski kilkakrotnie wertował i zna ją jak swoją własną kieszeń. Opowiedzże, Symplicyuszu, proszę cię, i wytłomacz, czy godzi się marnować tak znaczną sumę?
Pan Symplicyusz wąsami ruszył, odkrząknął i usiadłszy przy stole, zaczął recytować:
— Lat temu dwieście piętnaście...
— Aber my chcial wiedzieć, co dzisiaj jest...
— Racya, racya — rzekł pan Karol — lepiej opuścić historyę i powiedzieć wprost, o jaką sumę chodzi.