Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

honoru daję, kuknęła; jak nie wierzysz, to się młynarza zapytaj — przecież był przy tem...
— Ha! skoro mówisz, że kuknęła, to niechże i tak będzie.
— Pan Symplicyusz cudów dokazuje, jak widzę — odezwała się pani Lucyna — bo nam owa starożytna kukułka stale odmawiała posłuszeństwa.
— Co ty się znasz, moja Lucynko, co ty się znasz? — rzekł niechętnie pan Mikołaj — oto lepiej posadź pana Symplicyusza przy sobie i pilnuj, żeby głodny nie wstał od stołu. Weronisiu, a dajże nam wódeczki... tylko dobrej wódeczki. Sięgnij-no tam do szafki, do swoich skarbów...
Panna Weronika przyniosła flaszkę. Obiad się rozpoczął.
Pan Symplicyusz był w doskonałym humorze. Opowiadał anegdoty i pobudzał wszystkich do śmiechu.
Po obiedzie pan Mikołaj zaczął się na ból głowy uskarżać.
— Niech ojciec się położy na chwilę — rzekła pani Lucyna — to pomoże.
— Jakże możesz radzić mi coś podobnego przy gościu.