Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie zrobisz. Cóż to znaczy tydzień! Tyle czasu nie widzieliśmy się, — a starzy jesteśmy obaj — możemy się więcej nie zobaczyć... posiedzisz więc, bracie, posiedzisz! Stancyjka dla ciebie na górze gotowa, konia ci spasę, że będzie gruby, jak baryła... tylko o odjeździe nie gadaj — i siedź...
— No, dobrze to jest, mój panie Michale... zobaczymy zresztą; powiedz mi wszakże naprzód, gdzie są twoje dzieci, pan Karol, pani Lucyna?
— Są w domu, jak zwykle...
— Karol zapewne w polu...
— Ale gdzież tam!
— Cóż więc robi?
— Jak obecnie, to śpi...
Jajko na zegarek spojrzał.
— Dziwi cię to? — rzekł pan Mikołaj smutnie — i mnie dziwiło z początku, ale z czasem przyzwyczaiłem się.
— Istotnie, do dziesiątej spać na wsi! Dalibóg to sztuka...
— W samej rzeczy. Już jabym nie potrafił. U mnie to, proszę, byle dzień się zrobił — sen z powiek ucieka...