Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy i pani Lucyna równie długo lubi wypoczywać?
— A nie! Lucynka tem się od Karola różni, że ma zwyczaj sypiać znacznie dłużej, niż on... Trudno bo, proszę cię, mieć apetyt, jak się prawie prosto z łóżka do obiadu przychodzi.
— A powiedz-że mi, panie Mikołaju, cóż oni robią nocami, boć przecież całe dwadzieścia cztery godziny przespać nie sposób...
— Rozmaicie... Ja tam, co prawda, nie wiem, bo zaraz po kolacyi spać idę, ale panna Weronika powiada... że pan Karol czyta książki i gazety ziewając, a jego pani siostra brzdąka na fortepianie i także ziewa... Utyskują przytem na swoje losy, na mnie, że majątku sprzedać nie chcę, a skutkiem tego oni tu marnują się i więdną... zagrzebani...
— Zagrzebani? Cóż to znaczy?
— Ha, spytaj się ich sam... bo ja nie wiem... Zagrzebani i dosyć... ale, koniec końcem, ja majątek trzymam i nie puszczam. Po mojej śmierci niech sobie robią, co chcą...
Pan Symplicyusz zamyślił się. Wydobył z kieszeni krótką swoją fajeczkę i nakładać ją zaczął, gospodarz zaś wsparł głowę na ręku i zadumał się