Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stary emeryt, żywota dokonam. Wysłużyłem się już dość tym zagonom szarym, tym polom.
Pan Karol nic nie odpowiadał, wsparł głowę na rękach i posmutniał widocznie.
— Ciekawam, cóż to za kupiec? — spytała pani Lucyna.
— Znasz go dobrze, zgadnij.
— Nie domyślam się nawet.
— Jajko, stary Symplicyusz...
— On?
— A tak, właśnie proponuje mi sprzedaż listownie, a za dwa tygodnie ma się osobiście zgłosić po odpowiedź.
— Ten człowiek wszędzie się musi wtrącić — rzekła pani Lucyna prawie z gniewem.
— Kiedy właśnie on tu pisze, że działa zgodnie z waszem życzeniem, że obiecywaliście mu nawet porękawiczne, jeżeli sprzedaż doprowadzi do skutku.
— Ach, ojcze, ja wtenczas byłam chora, rozdrażniona, zmartwiona różnemi przejściami i tym nieszczęśliwym rozwodem. Jednem słowem, wszystkiem...