Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ X,
w którym pokazuje się, że głęboko obmyślane kombinacye pana Symplicyusza rozbiły się o nieprzewidziane przeszkody.

Gdy już zima dobiegała do końca, pan Symplicyusz obyczajem swoim w świat się chciał puścić, dokąd go różnorodne interesa ciągnęły.
W Czarnej zasiedział się dziadowina dość długo, ponieważ chciał pana Józefa dokładnie wyrozumieć. Witold wyjechał na czas jakiś do Warszawy, więc polowania ustały, a zatem porozumienie się z zapalonym myśliwym było o wiele łatwiejsze.
Pan Józef tak Witolda polubił, że po jego odjeździe formalnie tęsknić zaczął i Symplicyusz też zaraz w tę strunę uderzył.