Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie domyślałeś się, że w mojem postępowaniu była właśnie taktyka szczerego i wiernego sprzymierzeńca... Ja to dla ciebie robiłam, Karolu...
— Dziękuję ci za dobre chęci i zamiar niesienia mi pomocy, ale są sprawy, w których najlepiej jest działać na własną rękę...
— Tak bardzo ufasz w swoje siły?
— Przynajmniej nie staram się o posiłki.
— To źle robisz, mój braciszku. Jeżeli pomoc jest szczera, nie należy nią gardzić, gdyż przydać się może... zwłaszcza gdy przeciwnik jest poważny.
— Zdaje mi się, Lucynko, że podzielasz zachwyty Weronisi.
— Bezwątpienia, mój bracie...
— W takim razie pozwólcie panie, że wam powiem dobranoc, bo jak zaczniecie unosić się obiedwie nad pięknym kawalerem, to zapał wasz może mnie porwać... a ja wcale nie życzę sobie być porwanym. Nie lubię nadzwyczajności i nie lubię zachwytów; co się zaś tyczy bohaterów, to wolę ich raczej podziwiać w książkach, aniżeli w życiu, dla tej prostej przyczyny, że w życiu niema ich wcale.