Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny panie Karolu, proponował moje usługi, to tylko dlatego jedynie, iż sądziłem...
— Sądziłeś pan, że mi nie zechce się pracować.
— Ależ nie, nie, panie Karolu, tylko widzisz, do każdej pracy trzeba, że się tak oto wyrażę, usposobienia... a są znów i takie rodzaje pracy, które prawie że powołania wymagają. Lecz po cóż ja to mówię? Przecież rozumiesz to dobrze, a może lepiej, niż ja...
— W każdym razie, panie Symplicyuszu, za dobre chęci pańskie serdecznie dziękuję.
— O, nie masz za co... tembardziej, że korzystać z nich nie chcesz.
— I tak nie jest. Ja mam nadzieję, że będziesz pan, jak dotychczas, naszym częstym gościem, a pańskie doświadczenie i rada zawsze mi będą pożądane. Ja bo nie jestem wielki praktyk...
— Nauczysz się przy dobrych chęciach, nauczysz, kochany panie Karolu, nie święci garnki lepią, a zresztą któż wie, co będzie dalej...
— Co pan przez to rozumie?
— Tak oto powiadam, ogólnie. Mogą zajść jakie zmiany w interesach... może sprzedacie Maciejów...