Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I wtenczas i wtenczas była prawda, jeżeli mamy sądzić ze stanowiska interesu.
— Nie, proszę wielmożnego pana... bo jakby wtenczas była prawda i wtenczas prawda — to byłyby dwie prawdy — a gdzie kto dwie prawdy widział? Prawda jedna tylko może być... Jeżeli ja widzę konia, to jest jedna prawda, że to jest koń, nie wół, ani nie krowa... To co się tyczy do prawdy — a co się tyczy do głupstwa — to ja wielmożnemu panu co powiem: na to nie ma żadnej miary — ani łokieć, ani kwarta na to nie jest. Czasem zdaje się człowiekowi, że drugi człowiek głupstwo powiada, a to wcale nie głupstwo jest, tylko właśnie rozum.
— Może to wszystko być, mój panie Janklu, ale dotychczas nie wiem, po co tu przyjechałeś tak rano.
— Po co? proszę pana, po co żyd przyjeżdża do dworu, po co sobie trzęsie kości, na swoje stare lata? Chciałby co kupić...
— A cóż, zapewne zboże?
— Niech będzie trochę zboża. Człowiek potrzebuje handlować, potrzebuje żyć — a handel teraz, niech jego djabli wezmą taki handel, a życie