Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nazwisko?
— Doprawdy, nie pamiętam. Dziwne jakieś nazwisko, litewskie czy żmudzkie, wymówić trudno...
— Czekaj, mój Karolku, ach, już wiem... to Perwoyń!...
— Zdaje się, że tak.
— Czy nigdy nie słyszałeś o nim?
— Nie...
— Rzecz szczególna... bo ja to nazwisko doskonale pamiętam, nieraz obijało mi się ono o uszy... Więc powiadasz, że tam oczekiwali na niego w Czarnej?
— Tak, oczekiwali, a Symplicyusz rozpływał się w pochwałach dla owego młodzieńca. Mówił, że tu dla niego majątku szukać będzie... i żony.
Pani Lucyna uśmiechnęła się.
— Teraz, mój, biedny Karolku, wiem już, jaka jest przyczyna twego bólu głowy...
— Cóż znowu!
— Nie tłómacz się. Dla mnie to jasne, ale...
— Ale co?
— Nie sądziłam, że się tak przestraszysz, biedaku...