Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 209 —

— Trzeba jechać natychmiast; ja dam, ile potrzeba.
— W domu chciałbym zarządzić...
— Ja to biorę na siebie.
— Ciociu, a Królówka? Przecież nie można tak zostawić.
— Ja to biorę na siebie, powtarzam. Bądź spokojny. Jedź! Bóg świadkiem, że i ja pragnęłabym to samo uczynić, ale przecież ktoś zostać musi. Chodź do mnie, bierz co potrzeba, i nie zwłócz, Jasiu. Na wszystko cię zaklinam, nie zwłócz, każda minuta jest droga! Powiedz stryjowi i stryjence, że dusza moja jest przy nich, że modlę się na ich intencyę. Powiedz im to, Jasiu.
Andzia zalała się łzami, przeczytawszy depeszę.
— To już tak źle, tak źle! — mówiła — już może nigdy nie zobaczę tego wujaszka, który często na mnie zrzędził, ale kochał mnie jak ojciec. Proś, niech mi przebaczy, jeżeli zawiniłam kiedy względem niego; niech mię pobłogosławi.
— Dobrze, dobrze, Andziu; a ty bądź w Królówce i wytłómacz...
— Rozumiem, bądź spokojny, będę wiedziała, co mam mówić, pocieszę, a ty natychmiast po przyjeździe telegrafuj i zaraz list wysyłaj, donieś o wszystkiem z najdrobniejszymi szczegółami; gdyby zaś dłużej wypadło ci pozo-