Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choć takbym pragnęła być przy nim! Zresztą, cóż ja sama, słaba kobieta, na obczyznie, nieznająca stosunków tamtejszych, mogłabym mu dopomódz? Spiesz więc pan, spiesz do niego, zanieś mu od nas uściśnienie serdeczne i powiedz, że może gorąca, szczera modlitwa przywiązanej kobiety wyprosi zdrowie dla niego... o jedź, jedź już, panie Fulgenty.
— Ba! jedź! jedź! nibyto pan Fulgenty złapie takoż tłómoczek na plecy i poleci jak fircyk — a folwark? interesa?
— Cóż one znaczą w porównaniu...
— Każdy drobiazg znaczy, moja pani, każdy drobiazg; ja nie wiem jak tam długo pobyć wypadnie, więc muszę pani wszystko rozpowiedzieć, co się ma robić i kiedy, kasę takoż pani oddam, bo majstrów płacić trzeba, a fabryki przerywać niepodobna, każdy dzień drogi teraz. Ot, sianokos niedługo, żniwa, ani się obejrzy jak snopki wozić zaczniemy, a gdzież je składać, jak stodół nie będzie?
Widząc, że pani Karolowa niezbyt chętnie słucha, łagodniej zaczął przemawiać.
— Ja pani zaraz z miejsca depeszę przyślę i list codzień napiszę długi, szczegółowy, żebyś pani spokojniejszą była.
— O! proszę, błagam pana o to.
— Napiszę z pewnością, napiszę szczerą prawdę, wszak wiesz pani, że kłamać, nawet w dobrym celu, nie potrafię.
— Podziękuję panu całem sercem.