Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziadkiem poważnym — analizować zaczęła. Dla czego Alfred tamtę pokochał? Czy dla tego że ją może urodą przewyższa?
Nie chyba; — wprawdzie pułkownikówna jest piękna jak wiosenny poranek, ale dla jednej urody nie pokochałby jej Alfred tak bardzo. — Cóż więc tak przywiązało go do niej? czy może atmosfera tych zasad, w których wychowała się i wzrosła, czy przymioty moralne?
Zapewne...
— A w jakiej atmosferze ja wzrosłam? jakie zasady w duszę moją wpojono? — zapytywała sama siebie Natalcia.
Zadawszy sobie to pytanie, cofnęła się myślą w przeszłość, zrobiła obrachunek lat ubiegłych i ujrzała po za sobą przerażającą pustkę...
Zrozumiała też Alfreda, pojęła w zupełności jego postanowienie.
Ogarniał ją jednak żal, dla czego do niej nie przyszedł, dlaczego nie wypowiedział jej swych myśli. Zrozumiane, podzieloneby przez nią zostały. Ona towarzyszyłaby mu, pomagała w spełnieniu zamiarów, które pani Laura epidemią marzycielstwa nazwała. Myśląc jednak nad tem, Natalcia i do siebie samej żal miała, — gdyby bowiem ożywiały ją takie przekonania, jakie w małym dworku pułkownika panują, to kto wie czyby i przebudzenie i miłość Alfreda nie były jej tryumfem.
Lecz stało się. Ten którego pokochała całą siłą pierwszego, dziewiczego uczucia, straconym już