Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyższemi, serce jej posiędzie człowiek obcy? Czy pierwszy lepszy elegancik, przybyły tu, w okolicę, dla wytchnienia po stołecznych zabawach, jakaś lalka bez duszy?... Nie! to nie sposób! Dawniej w zamążpójściu dla panny, szukano przedewszystkiem partyi, dziś partya nie wystarcza, należy przedewszystkiem szukać człowieka.
Według zdania pułkownika, który już przecie tyle w życiu swem widział, tyle krajów przeszedł i tak wielu ludzi miał sposobność poznać — najodpowiedniejszym zięciem dla Klaruni byłby chłopak zupełnie biedny, lecz pracowity i zacny.
Takim był właśnie syn jego przyjaciela, chłopiec, na którego przyjazd pułkownik z taką niecierpliwością oczekiwał; lecz upragnionego gościa widać nie było, a tymczasem wrażliwe serduszko Klaruni, na widok owego eleganta z sąsiedztwa, przyspieszonem uderzało tętnem. Przypuszczał to i odgadywał pułkownik.
Zresztą i nietrudno było się jakiejś zmiany w usposobieniu Klaruni domyśleć. Choćby sama się z tem ukryć pragnęła, to zdradzały ją oczy wymowne, nie umiejące kłamać, zdradzała mimowolna tęsknota i zamyślenie, w które bardzo często wpadała... To odkrycie było ciężkiem dla pułkownika brzemieniem. Sypiać nie mógł.
Nieraz w nocy zapalał światło, ubierał się i zamyślony po pokoju swym chodził, a odgłos jego kroków głuchem się echem wśród ciszy nocnej odzywał.