Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzenie tylko. — Ukazał się zdaleka młokos jakiś, elegancik, ładna lalka; spotkał ją raz, spojrzał tylko, i już ona za nim tęskni, już się zamyśla, już zapomina o dziadku, który przez tyle lat przecie na jej wdzięczność i przywiązanie pracował! Sprawiedliwości, sprawiedliwości! gdziesz się chowasz, skoro niema cię już nawet w czystej duszy dziewczęcia — dziecka prawie!
Tarł czoło niecierpliwie i gniewał się. Chciał zawołać Klarunię i obsypać ją wymówkami — lecz, do czegóż to doprowadzi? Co pomoże?
Po chwili dłuższego zastanowienia, myśl kochającego dziadka inny przybrała obrót. Zapomniał chwilowo o swoim smutku, zawstydził się nawet. Czyż miał prawo żądać, aby dziewczyna wyrzekła się młodości, czyż może się dziwić że pragnie ona żyć i kochać? Nie — to egoizm przecie, a czynnik ten tak małą w życiu pułkownika odgrywał rolę... Więc dobrze, niech Klarunia kocha, niech opuści starego dziadka, pozostawi go tu w samotności, a pójdzie za tym, kogo jej serce wybierze, tylko z warunkiem, aby ów ktoś był godnym tego skarbu, aby zasługiwał na zaufanie wszelkie, ażeby stary dziadek mógł umrzeć spokojnie, wiedząc, że pozostawia godnego po sobie zastępcę.
Chodził staruszek po pokoju i myślał, monologując półgłosem:
— Prawda, prawda niestety, że utracić ją muszę, że, wbrew najgorętszym pragnieniom moim, ale zgodnie z prawami życia, nad moje pragnienia