Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wracając z zabawy... Zmieniła się postać rzeczy — dawniej wschód słońca mnie usypiał, dziś budzi.
— I cóż ty nieszczęśliwa robisz przez ten czas?
— Co ja robię? gram rolę Ofelii; przechadzam się po alei grabowej i oskubuję pierwszą lepszą różę, jaka mi wpadnie pod rekę... śpiewam przytem coś smutnego...
Rozśmiała się pani.
— A cóż robi o tej porze twój Hamlet?
— Otóż to, że nie wiem.
— Śpi zapewne.
— O nie, moja droga, mój nieduński królewicz wstaje jeszcze wcześniej i nieudało mi się powiedzieć mu o wschodzie słońca »dzień dobry«. Witam go dopiero znacznie później, kiedy już powraca z wycieczki.
— Opowiadasz mi prawdziwe nowości i, rzecz dziwna, ani przypuszczałam nawet, że w moim własnym domu, dzieją się takie nadspodziewane dla mnie historye. Alfred wstaje przed świtem i znika! Natalcia zrywa się o wschodzie słońca, ach to już koniec świata chyba! ale ostatecznie czy nie dowiadywałaś się gdzie ten twój Hamlet wędruje i czego szuka nareszcie?
— O ile mogłam się dowiedzieć, bez zwrócenia na te pytania niedyskrytnej uwagi służby, to Alfred albo wychodzi pieszo ze strzelbą, albo też konno wyjeżdża.
— I nie wiesz dokąd?