Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kąta. Spoglądała ona ze wspaniałego świecznika, z bogatych luster i mebli — i zdawało się że posiada sto twarzy, z których każda otwiera się szeroko i ziewa — ale tak spazmatycznie, nerwowo, że mimowoli do naśladowania pobudza...
Nie ziewała tylko piękna Natalcia — bo miała specyalną do tego przyczynę. Kuzynek Alfred był dla niej partyą nie do pogardzenia.
Życzyła sobie tego i pani Stanisławowa, a kuzynostwo nie stanowiło poważnej przeszkody. Połączywszy majątki Alfreda i Natalci, z dwóch dobrze zaszarganych fortun, można było utworzyć jednę, pozwalającą, jakiś czas przynajmniej, żyć wygodnie i bez troski. Zresztą, Alfred był ulubieńcem chorowitej i bezdzietnej ciotki, a Natalcia miała znów wujaszka, szanownego prałata, który miał wcale piękny kapitał i... astmę.
Jakkolwiek nie przypuszczam, żeby to miało być gorącem życzeniem Alfreda i Natalci, jednak oboje mieli słuszne powody spodziewać się, że, kiedy, po najdłuższem życiu, szanowny prałat, jako też i ukochana ciotunia, przeniosą się do lepszego życia — pozostanie im, bądź co bądź, miła po nich pamiątka.
Te wszystkie kombinacye pani Stanisławowa wielokrotnie i pilnie rozważała, a rozważała je tem usilniej, że przy połączeniu owych dwóch majątków, można się było spodziewać, iż Alfred nie odmówi pożyczki pewnej sumy na hypotekę Starzyna. Ta suma stanowić miała dla pani Stanisławowej jednę