Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siany trawą, lecz wysypany żółtawym piaskiem — i starannie wygrabiony codzień.
Po za domem rozciągał się ogród otoczony wysokim ostrokołem; ogród stary, cienisty, przez który leniwie przepływała niewielka rzeczułka; na niej zrobiono kilka lekkich mostków z poręczami z białej brzeziny. Rzeczułka z ogrodu wypływała na łąkę i rozlewając się coraz szerzej wpadała do szerokiego stawu, na którego przeciwległym brzegu wznosił się młyn. Przy jednym z mostków w ogrodzie uczepione było małe, zgrabne czółenko. Kołysało się ono lekko na spokojnej powierzchni rzeczki, to przysuwając się powoli do brzegu, to znowuż zwracając ku środkowi, jakby się mu bezczynność przykrzyła. W czółenku leżały dwa wiosła maleńkie, lekkie, które niezawodnie w silnej dłoni przewoźnika lub flisa złamałyby się zaraz. Na szczęście swoje, nie miały one jednak nigdy do czynienia ani z dłonią zbyt silną, ani z falą oporną. Rzeczułka toczyła swe srebrne wody leniwie, powoli, a powierzchnia stawu była gładka, jak ogromne zwierciadło.
Raniutko, kiedy zaledwie słońce wychyliło snop promieni z za lasu, a na trawach i kwiatkach drgały jeszcze duże majowej rosy krople, kiedy się dopiero ptactwo rozśpiewało, a las napełniał powietrze swym balsamicznym oddechem, otworzyły się drzwi dworku i w ogrodzie, z piosenką na ustach, ukazała się młoda dziewczyna. Ubrana w lekką perkalową sukienkę, w dużym słomkowym