Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o to, czem jeździć będzie dusza, ale co się pośle na stację kolei po takiego konkurenta? bo jużciż chyba nie wóz drabiniasty, ani nie skrzynię od kartofli — chociaż... po mężu wszystkiego się można spodziewać.
Z owych dwóch wyrazów: «on jest» ukuła pani Julja znakomite zęby do piły; wprawdzie tylko dwa, ale cóż to znaczy. Bywa chłopska, zwyczajna piła do kloców, a bywa też i angielska okrągła — a taka przy szalonym ruchu rotacyjnym może dwoma zębami piłować nawet żelazo, o czem się pan Marcin bardzo gruntownie przekonał.
Drugi list był obszerniejszy i trzeba przytoczyć z niego kilka wyjątków.
«Nie wyobrażałam sobie nigdy, droga mamo — pisała panna Ernestyna — że kuracya może być tak przyjemna i tak skuteczna zarazem.
«Nazajutrz po naszym przyjeździe spotkałyśmy doktora na promenadzie, gdzie zbiera się, nawiasowo powiedziawszy, bardzo ładne towarzystwo. Niektóre panie, jak się dowiedziałam, bo zresztą nikt takich rzeczy nie ukrywa, mają toalety aż z Wiednia! Ale niech się mameczka nie lęka, moje sukienki, chociaż tylko z Warszawy, nie ustępują paryskim, a lwowskie wyglądają przy nich bardzo skromnie. Nie mówię już o kostjumach, zrobionych w Brodach, Tarnowie, Stanisławowie i w jakimś